TAK SMAKUJE HERBATA od 2006r.
wartość koszyka: €0, koszt dostawy od €2,67 - do darmowej dostawy brakuje €33,33
FINALIZUJ ZAMÓWIENIE
  gramatura cena ilość wartość rabat
koszt dostawy od €2,67 - do darmowej dostawy brakuje €33,33
do zapłaty €0
KOD RABATOWY
OK
FINALIZUJ ZAMÓWIENIE
      powrót do listy artykułów

      Rzecz o herbacie czerwonej

      Czy zauważyliście, że na naszej stronie nie używamy terminu „herbata czerwona”? Ludzie pytają nas czasami: dlaczego? Dlatego, że nie do końca wiemy, co kryje się pod tą nazwą! Albo mówiąc inaczej – wiemy aż za dobrze.  

       

      „Czerwona herbata” – czyli co?

       

      Przychodzi klient do sklepu z herbatą (nie, to nie jest początek dowcipu) i mówi: „poproszę herbatę czerwoną”. Z naszego doświadczenia wynika, że może mieć na myśli jedną z poniższych:

      - herbatę pu’er;

      - rooibos;

      - hibiskus lub napar owocowy, który go zawiera;

      - herbatę oolong;

      - herbatę czarną

       

      Najpewniej chodzi o herbatę pu’er. Dlaczego w Polsce pu’er nazywany jest tak często herbatą czerwoną – trudno stwierdzić. Z takim nazewnictwem można się spotkać jeszcze w kilku europejskich krajach, głównie śródziemnomorskich. Niech nie wydaje się wam, drodzy czytelnicy, że jest to nazwa szeroko rozpowszechniona na świecie. Raczej nasz herbaciany folklor. Liście pu’era nie mają koloru czerwonego na żadnym stadium dojrzałości. Napar ma kolor czerwony tylko w przypadku surowych (sheng) pu’erów w wieku nastoletnim lub starszych. Te herbaty są w Polsce tak mało znane, że na pewno nie były powodem, dla którego pu’er nazywany jest herbatą czerwoną. Napar młodego pu’era bardziej przypomina kolorem herbatę zieloną. Pu’er dojrzały, produkowany metodą przyspieszoną (shu, ten najszerzej znany) zbliża się w kolorze naparu do kawy. Sami Chińczycy najczęściej klasyfikują pu’er jako herbatę czarną (黑茶 hēi chá), lub po prostu traktują pu’ery jako osobną kategorię, nieprzypisując im żadnego koloru. I to jest najrozsądniejsze podejście! Bo jak określić jednym kolorem obie herbaty widoczne na zdjęciu poniżej? (tak, obie to pu’ery, zaparzone w ten sam sposób)

       

       

      Rooibos to nie herbata, więc kiedy nazywamy go herbatą czerwoną problem nie leży w słowie „czerwona”, a w słowie „herbata”. To napar ziołowy z liści czerwonokrzewu. Co więcej, napar koloru czerwonego. Nietrudno o pomieszanie pojęć, jest ono zrozumiałe i wybaczalne. Fakt pozostaje jednak faktem – herbata to Camelia Sinensis, a rooibos to Aspalathus Linearis. Rośliny zupełnie odmienne i niespokrewnione. Z podobnych przyczyn herbatą czerwoną nie może być hibiskus ani żadne napary owocowe.
       

      Herbata czerwona oolong? Niektóre sklepy z herbatą nadal klasyfikują oolongi jako herbaty czerwone i przekazują ten błąd swoim klientom. Nie boję się tu użyć mocnych słów: to karygodna pomyłka świadcząca o zerowej wiedzy. Na szczęście zdarza się ona coraz rzadziej, ale jeśli w jakimś sklepie zobaczycie oolonga w dziale „herbaty czerwone”, zamknijcież czym prędzej tę stronę internetową lub opuśćcie lokal. Obecnie w odniesieniu do oolongów spotyka się częściej nazwę „niebieska herbata”, która jest równie błędna. Chińczycy przypisują czasem oolongom kolor qīng 青, co znaczy turkusowy (bliższy zielonemu), nie niebieski! I na pewno nie czerwony.
       

      Ci, którzy najpopularniejszą w Polsce, czarną herbatę, nazywają „czerwoną”... mają rację. Po chińsku to 紅茶 (hóngchá), dosłownie czerwona herbata. Takiej samej klasyfikacji używają też Japończycy i Koreańczycy. Kiedy do sklepu przychodzi tradycjonalista i prosi o herbatę czerwoną, może mu chodzić właśnie o to – o wysoko utlenioną herbatę, w Chinach znaną jako hong cha. Skoro wcześniej pozwoliłem sobie na krytykę sklepów sprzedających oolongi jako herbaty czerwone, to dżentelmeńskie chapeau bas należy się wszystkim tym sklepom, które szeroko znaną herbatę czarną sprzedają jako herbatę czerwoną.

       

      Dlaczego nie ma działu „czerwona herbata” u nas?

       

      To, jak coś jest nazywane, zawsze jest efektem niepisanej umowy społecznej. Gdyby ta niepisana umowa społeczna była zgodna co do którejkolwiek z wersji, niechybnie wprowadzilibyśmy kategorię „herbata czerwona”, nawet gdyby miała się ona odnosić do pu’erów czy oolongów. Jak widzimy na powyższych przykładach, taka zgodna niepisana umowa jednak w Polsce nie istnieje. Obieramy zatem najbezpieczniejszą drogę – rezygnujemy z wieloznacznego terminu „herbata czerwona”.

      Ten tekst nie ma charakteru normatywnego – nie chcę nikomu mówić, jak ma co nazywać. Jego celem jest jedynie wytłumaczyć, dlaczego my sami tak unikamy herbaty czerwonej. (Tylko na płaszczyźnie językowej! W naszych czarkach gości często.) Mam nadzieję, że przy okazji rozjaśnia kwestię nazewnictwa niektórych herbat i pokazuje, które użycie terminu „czerwona herbata” jest bliższe faktom.

       

      Autor tekstu: Konrad Pociask