Jest u mnie w kuchni tajemniczy brązowy dzbanek na herbatę. Od zawsze nurtowała mnie jego zawartość - czarna, o metalicznym zapachu, a gdyby wyostrzyć węch czuć trochę herbaty. Myślę sobie, że ktoś zaczął parzyć herbatę, zapomniał, zostawił, i siedzi sobie tak cały dzień, więc wylałem razem z fusami. Parę dni później znowu zauważyłem samotny brązowy dzbanek przy oknie w kuchni, a kolejnego dnia przyuważyłem ojca wlewającego czarny napar do szklanki i zalewającego go wrzątkiem. Olśniło mnie! Toż to esencja herbaty którą raczyli mnie jak byłem mały!
I w tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy taki napar zalegający w dzbanku dobrze ponad tydzień może być smaczny? Czy to jest zdrowe? Ja rozumiem że jest ranek, człowiek jedzie do pracy i szybko chce się napić herbaty, ale czy picie naparu z fusów moczących się tygodniami jest dobrym wyborem? Nie będę próbował odzwyczajać oczywiście, ale zastanawiam się czy gdybym kupił chociaż zwykłego cejlońskiego earl greya czy najprostrzego darjeelinga, gdyby poczuł różnicę, może by się przestawił na coś normalniejszego i smaczniejszego.
Może Wy pijecie esencję gdy czas nagli? Co o tym myślicie?