Jeśli chodzi o poranki, to tradycyjnie zaczynam dzień od mocnej czarnej:).
W pracy zaparzam mieszankę English Breakfast, którą kupuję po sąsiedzku u lokalnego herbaciarza. Z opisu wynika, że jest to mieszanka herbaty cejlońskiej, Assam, Darjeeling i Java (?). W rezultacie otrzymuję miedzianoczerwony, aromatyczny, korzenny, mocny napar. (noszę się z zamiarem porównania tego specyfiku z E.B. z eherbaty, ale jakoś zawsze szkoda mi kasy na mieszanki, bo tyle jeszcze wysokogatunkowych herbat jest tutaj do spróbowania

).
U tego samego pana herbaciarza kupiłem kiedyś Assam Duflatting - mocna jak czort, kiedy parzyłem przepisane 4 minuty lub więcej, wychodziła gorzka, dlatego dociągałem do 3 minut i wtedy była nawet smaczna. Po tym doświadczeniu trochę zniechęciłem się do Assamów.
W domku też preferuję mocne, intensywne napary napary, lubię na rozruszanie wypić coś w rodzaju złotego Yunnana, generalnie preferuję herbaty "z charakterem".
http://eherbata.pl/produkt/opis/94 (teraz w domku czeka na rozpracowanie Bi Hong Cha
http://eherbata.pl/produkt/opis/182 )
Odkryłem, że chińskie herbaty czarne bardzo mi podchodzą.
W ciągu dnia herbatę piję już nie dla pobudzenia, a dla smaku.
Generalnie jednak nic tak nie stawia mnie na nogi, jak yerba mate, ale jej smaku po prostu nie znoszę, pijąc ją czuję się, jakbym był zmuszony popijać gorzkie lekarstwo:). No ale czasem ważniejszy jest efekt niż doznania smakowe.