Jak wielu z nas tu obecnych przygodę z herbatą zaczynałem od herbat najpierw to granulowanych które to wiele lat był najpopularniejszą herbatą, a do tego łatwo dostępną i tanią.
Kilka lat później upowszechniły się herbaty ekspresowe, a później wszystkim znane liptony i inne dziwactwa pokruszone w torebkach, które wcześniej zamieciono na halach produkcyjnych czy chodnikach tudzież przczyczep ciężarówek. Dobre to to było do czasu...
Jednak gdy już można było dostać herbatę liściastą w całkiem przyzwoitej cenie bez namysłu sięgnąłem po czarną herbatę. Nie zapomnę nigdy mego zdziwienia tym, że herbata może tak pięknie pachnieć i smakować. Fascynacja czarnymi herbatami liściastymi nie trwała długo, gdyż po około pół roku picia czarnych liściastych, spróbowałem zielonej ekspresowej z opuncją figową. Cóż to był za smak! Tak bardzo mnie do siebie zachęcił, że do dziś jestem wielkim fanem herbat zielonych, a czarne pijam tylko jako bawarki czyli z mlekiem.
Po tejże przygodzie z zieloną pokruszoną w torebce sięgnąłem po zielone aromatyzowane z herbaciarni (sklepu z herbatą, nie pijalni) i tak też odstąpiłem od torebkowej mieszanki "czegoś", smaki były niewiarygodne, chociaż że parzone wrzątkiem

(aaach ta niewiedza), jednak zacząłem dzięki temu interesować się herbatą i sięgać po informacje, a to do książek, a później do www, dzięki czemu dowiedziałem się, że parzenie zielonej herbaty wrzątkiem to czyste barbarzyństwo!!
Zacząłem przywiązywać wagę do temperatury wody, a gdy już to opanowałem, pomyślałem, że nudno i nijak pija się zieloną herbatę z kubka i tak też stałem się posiadaczem pierwszego dzbanuszka z sitkiem oraz dwoma filiżankami, dzięki temu picie herbaty nabrało większego znaczenia.
(Po drodze też przetestowałem puera, ale odrzucił mnie wtedy jego ziemisty, piwniczny smak i aromat, dlatego też, przez około dwa lata nawet na niego nie spojrzałem, jednak później dałem mu jeszcze jedną szansę i chyba przez wyostrzenie smaku przypadł mi do gustu i pozostał herbatą nr.3 na mojej liście.)
Powoli jednak zaczynałem odstępować od aromatyzowanych herbat, bo prócz zapachu większych różnic nie wyczuwałem...
Pierwszą Chun Mee, różniła się oczywiście od aromatyzowanych, ale niczym szczególnym się nie wybiła, więc zakupiłem senche która urzekła mnie swoim smakiem i aromatem (do dziś lubię dobrą senche). A później coraz to różniejsze zielone szukałem i kupowałem aby poznać smaki życia.
Jednak kilka lat temu u znajomego miałem okazję spróbować oolonga... Herbata ta tak niewiarygodnie mnie urzekła, że niemal zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia i do dziś jest dla mnie tą naj.
Kwiecisty, słodkawy, głęboki, szeroki, aksamitny niewiarygodnie pyszny smak oolonga jest tym co przyciąga mnie do niego jak magnez.
Niedawno nabyłem piękny zestaw 5czarek/gaiwanów i dzbanka o które pytałem nawet na tym forum, a Mariusz odrzekł "Zdecydowanie warto!".
Od czasów gdy już nie potrzebowałem prosić rodziców o pieniądze na herbatę właśnie moja pasja rozkwitła i nabrała prędkości

, dzięki własnej gotówce mogłem pozwalać sobie na coraz to lepsze herbaty i niekiedy przekonać się, że to co drogie wcale nie musi być świetne.
Dziś jestem wielkim fanem herbat i przynajmniej raz w miesiącu muszę kupić ze 2-4 herbaty

, aby móc dalej poznawać ten niesamowity, pełen niespodzianek smak herbaty, która nadaje sens życiu i pomaga przetrwać nawet te najgorsze dni.
Rodzaje herbat według mojej klasyfikacji kształtują się tak:
1. Oolong
2. Zielona
3. Pu-erh (czarna)
4. Yerba mate
5. Rooibos
6. Czarna (czerwona)
(pozwoliłem sobie dodać do listy rooibosa i yerbę choć to rzecz jasna nie są herbaty)
Oczywiście cyferki oznaczają na którym miejscu w hierarchii znajduje się jaka herbata.
Na imię mi Mateusz i studentem nadal jestem

.